Wśród nauczycieli można spotkać tych, którzy poświęcają czas na dodatkowe zajęcia w formie korepetycji po swojej regularnej pracy szkolnej. Istnieje również grupa, która porzuciła pracę w szkołach na rzecz prywatnego nauczania. Z moich rozmów wynika, że żadna z tych osób nie jest niezadowolona ze swojej sytuacji.
Przykładem może być Małgorzata Kamińska, która przez siedem lat pracowała jako nauczycielka języka angielskiego w jednym z liceów w Warszawie. Obecnie utrzymuje, że zdecydowanie za długo trzymała się tej formy pracy i z pewnością nie wróciłaby do niej już dzisiaj. Wskazała też, że liczebność klas jest jednym z aspektów szkolnictwa, które najbardziej jej przeszkadzało. Przy 25 lub więcej uczniach w jednej klasie, skuteczne dotarcie do każdego z nich podczas jednej lekcji staje się zadaniem praktycznie niewykonalnym – jak zauważyła.
Oprócz tego, dla Małgorzaty Kamińskiej istotnym elementem jest kwestia finansowa. Uważa, że nauczyciel zarabiający w szkole nie ma porównania do tego, ile może zarobić udzielając lekcji prywatnych. Jak podkreśla, ostatecznie wszyscy pracują przecież dla pieniędzy, nawet jeśli satysfakcja z nauczania i poczucie spełniania swojej misji jest również ważne.
Małgorzata Kamińska od kilku lat pracuje jako wolny strzelec. Jest znana wśród uczniów i rodziców, którzy zadowoleni z jej pracy polecają ją swoim znajomym. Dzięki indywidualnym lekcjom, może skupić się na konkretnych potrzebach każdego ucznia i pracować nad jego słabymi punktami. Dostrzega szybkie efekty tej metody pracy i cieszy się z braku konieczności wymuszania nauki na uczniach, jak to bywało w szkole.
Z kolei Julia, nauczycielka języka hiszpańskiego, zdecydowała się na rezygnację ze szkoły w czasie pandemii. Uznała, że skoro potrafi prowadzić lekcje online w szkole, to tak samo może robić to na własnych warunkach, prowadząc własną szkołę językową i udzielając korepetycji. Obecnie uczy kilkunastu uczniów, z czego część to kursanci jej szkoły, a część to uczniowie korzystający z korepetycji. Dla Julii to dużo lepsza opcja, zarówno pod względem satysfakcji z pracy, jak i finansów. Przyznaje, że wreszcie zarabia godziwie i nie musi się martwić o to, czy starczy jej pieniędzy do pierwszego.
W szkole zarabiała około 3 tysiące złotych na rękę. Obecnie jej zarobki potroiły się, a nawet poczterokrotniły, zwłaszcza że ma także uczniów z zagranicy, którzy płacą w euro. Julia ceni sobie również autonomię w swojej pracy. Nie wyobraża sobie powrotu do szkoły, bez względu na oferowane jej tam warunki.