Znajdowanie radości w nauce – jak zainspirować dzieci do odkrywania świata

Podstawą każdej edukacji powinna być radość i ciekawość, które naturalnie towarzyszą procesowi nauki. Dzieci są naturalnymi badaczami, chętnie podejmują trud zadania, gdy widzą w nim sens i cel. Kluczem jest dostarczanie im wyzwań, które są dla nich znaczące.

Przykładem może być historia opowiedziana przez Wiolettę Matusiak podczas jej wystąpienia na konferencji TEDx. Opowiadała o chłopcu, miłośniku klocków Lego, który niechętnie zajmował się prostymi działaniami matematycznymi, jak odjęcie 287 od 1864. Jednak, gdy przejrzał na oczy marzenie o zakupieniu zestawu Lego za 260 złotych mając tylko 86 złotych w skarbonce, natychmiast dokonał niezbędnych obliczeń. Podobnie nauczył się języka angielskiego, oglądając filmy z bohaterami z klocków Lego mówiącymi w tym języku. Ta historia pokazuje, że dzieci chętnie uczą się i pracują ciężko, gdy widzą sens i cel swoich starań.

Wiele osób dorosłych zastanawia się, jak zachęcić dzieci do większego zaangażowania w proces nauki. Zastanawiamy się, ile czasu straciliśmy na bezsensowne zabawy w czasie swojego dzieciństwa i kim moglibyśmy być, gdybyśmy ten czas lepiej wykorzystali. Czy jednak powinniśmy oczekiwać od dzieci tak wysokiego poziomu zaangażowania w samodoskonalenie? Czy koniecznym jest wtłaczanie ich w algorytmy stworzone przez dorosłych? Badania z zakresu psychologii rozwojowej i neurologii sugerują, że ludzki rozwój jest najintensywniejszy do piątego, szóstego roku życia, zanim formalna edukacja zacznie go kierować.

Obserwując małe dzieci, możemy zauważyć, że ich motywacja i determinacja w podejmowanych działaniach są porównywalne z zaangażowaniem pracowników naukowych. Dzieci naturalnie dążą do eksploracji świata, badają ziemię patykiem w poszukiwaniu skarbów, biorą do ręki odrażające stworzenia, by zgłębić tajemnicę ich istnienia, łatwo i kreatywnie opowiadają o wydarzeniach, które według nich miały miejsce lub powinny się zdarzyć. Przy tym wszystkim zadają niezliczoną ilość pytań. Instynktownie zdają sobie sprawę, że muszą wiele się nauczyć przed rozpoczęciem edukacji szkolnej. Naszym zadaniem jest stworzenie warunków, które pozwolą im na pełne rozwinięcie ich potencjału.

Albert Camus zauważył wiele lat temu, że szkoła przygotowuje dzieci do życia w świecie, który już nie istnieje. Od czasu jego obserwacji, świat zmienił się jeszcze bardziej dynamicznie. Coraz trudniej jest zaakceptować stereotypowy paradygmat edukacji, według którego głównymi dostarczycielami wiedzy i umiejętności dla dzieci i młodzieży są nauczyciele i programy nauczania realizowane przez nich. W dobie ogromnej ilości informacji bombardujących nas ze wszystkich stron, jedną z najważniejszych umiejętności, które powinniśmy rozwijać w szkole, jest zarządzanie wiedzą.

Niemniej najważniejszym pytaniem dotyczącym tego czego i w jaki sposób się uczymy jest kwestia: po co to robimy? Najprostsza odpowiedź mówi, że po to, by uczniowie byli przygotowani do egzaminów. Niektórzy mówią – by przyszli absolwenci byli przygotowani do życia. Ba, tylko że z tej pierwszej szkołę i nauczycieli łatwo rozliczyć. Ta druga zaś może znaleźć swoje potwierdzenie jedynie w jakiejś bliżej niesprecyzowanej przyszłości. A przecież to właśnie ta druga jest dla nas wszystkich zdecydowanie ważniejsza!

Na szczęście, dla wielu dzieci, formalne założenia szkolne nie stoją na drodze do nauki. Dla nich, cały świat to jeden, wielki uniwersytet, a dorośli, zwierzęta, rośliny i nawet cień na ścianie są profesorami. Niemiecki neurobiolog Gerald Hüther zauważył, że małe dziecko doświadcza intensywnego zachwytu kilka razy dziennie. W takich momentach w mózgu aktywują się centra odpowiedzialne za emocje. Substancje wydzielane przez te centra stymulują rozwój nowych połączeń i umacniają istniejące, co z kolei prowadzi do lepszego rozwiązania problemów i pokonywania nowych wyzwań. Innymi słowy, człowiek uczy się szybciej i efektywniej, kiedy jest szczęśliwy – bez względu na wiek.

Stajemy przed koniecznością personalizacji edukacji. Podstawą tego procesu jest umożliwienie uczniom identyfikacji własnych ograniczeń i zasobów, a także uświadomienie sobie swoich mocnych i słabych stron. Ta wiedza jest równie ważna dla nauczycieli – pozwala im dostosować wsparcie do indywidualnych potrzeb uczniów i efektywniej kierować procesem nauczania. Małe dziecko, ucząc się na własnych błędach, ponosi nieraz duże koszty, ale zdobywa przy tym praktyczną wiedzę. Podobnie jak to, że długie płacze zwykle prowadzą do zaspokojenia potrzeb, a przytulenie do mamy łagodzi ból. Ta intuicyjna metoda nauki sprawdza się od pierwszych lat życia. Może więc zamiast narzucać reguły i oceniać za błędy, powinniśmy stworzyć warunki, w których każdy będzie mógł rozwijać się we własnym tempie?